wtorek, 10 listopada 2009

Przyjaciel

Odszedł na zawsze 07.11.2009 po ciężkiej walce z padaczką. Prawdopodobnie walczył też z guzem , który uciskał mózg a na koniec pękł. Walka trwała od piątku 3 w nocy do soboty 13.30. Strasznie cierpiał miał 12 ataków padaczki w piątek. Dostał łącznie 6 zastrzyków i 2 tabletki żeby zasnąć choć na chwilę. Bronił się przed tym i lekarstwa nie działały. Dopiero w o 23 w piątek weterynarz podał mu lek po którym zasnął na 5 godzin. Obudził się z niemocą w tylnych łapkach. Piszczał cały ranek. Co godzinę kolejny atak. Biegał po mieszkaniu obijając się o meble, ściany, drzwi. Wbiegał z rozpędu w grzejniki i drzwi balkonowe. Stara się chować pyszczek w ciemne miejsca bo podobno przy tym guzie miał na koniec światłowstręt. Lekarz podejrzewa, że guz pękł co spowodowało u niego takie reakcje. Nie wiedział co się z nim dzieje i wokół niego. Kolejne ataki, straszna męka. Lekarstwa które nie potrafiły mu pomóc. Nikt nie mógł patrzeć na jego straszny stan i ból jaki go przeszywał :(Pojechałam do szkoły i kiedy wróciłam już go nie było:( To straszna tragedia zwłaszcza dla moich rodziców, którzy są emerytami i pies był ich oczkiem w głowie. Odszedł z tego świata w strasznych cierpieniach ale mam nadzieje że teraz biega za tęczowym mostem szczęśliwy i zdrowy. Tak jest mi źle tak smutno i pusto bez niego. Nikt nie wita w drzwiach merdając ogonem. Nikt nie wpycha łba pod rękę żeby go głaskać. Nikt nie wbiega z brudnymi łapami na dywan. Nie sadza się na kanapie w niedziele pierwszy do obiadu. Nikt nie biegnie do kuchni kiedy niesiesz talerz żeby dać mu kość. Po 6 latach walki z chorobą, przyjmowaniu leków, terapii odszedł mój najwierniejszy PRZYJACIEL pozostawiając w sercu ból;(

poniedziałek, 27 lipca 2009










Wakacje spędzamy w rodzinnym mieście. Jakoś leci Nam czas. Chodzimy na działkę, do parku, straszymy ptaki, które myślą, że chcemy porwać ich młode z gniazd. Wylegujemy się na kocu a niektórzy pod kocem. Śpimy przez większość dnia a ożywiamy się wieczorem. Chodzę do pracy dzień w dzień, więc nawet nie odczuwam tych wakacji. Tutkowi natomiast dokuczają upały. Zamykamy i zasłaniamy okna, nie używamy wentylatorów i tych spraw bo z Nas wrażliwcy i zarówno Tutek jak i ja zaraz kichamy. Wystarczy, że w pracy przez cały dzień klima brzęczy. Takie wakacje nie wakacje. Cieszymy się z każdego słonecznego dnia, bo mało ich tego lata. Pozdrawiamy serdecznie i lecimy na zieloną trawkę powygrzewać nieco dupska :)

niedziela, 19 kwietnia 2009

Niedziela









Spacer mój i Tutka po mieście skończył się dla jednego Pana palcem ugryzionym do krwi. Pan ten twierdził, że sam na fretkę i wie jak mocno gryzą...To się zdziwił jak to Tutek chapnął ząbkami :P Dodaje kilka zdjęć z sesji "Tutek wstawaj"

sobota, 18 kwietnia 2009

Tutkowe historie










We wtorek wybraliśmy się z Tutkiem do weterynarza, ponieważ znowu puszcza śmierdzące bąki i to w dużej ilości. Pani doktor gdy się dowiedziała co jest jej przeznaczone czyli, że musi oczyścić mu gruczoły odbytowe powiedziała"O nie..." hihi a Tutek też nie wykazał zbytniego entuzjazmu. Tylko ja byłam zadowolona z tej wizyty bo wiedziałam że zwierzakowi ulżę. Ostatnimi czasu zaczął już robić lekko luźne kupy, więc pewnie gruczoły musiały być zapchane dosyć. Zakupiliśmy sobie także vita-peta i dostaliśmy lekarstwo do uszu bo coś te jego uszka podejrzane. Wyczyścić sobie nie dał przez Panią doktor bo od momentu pierwszego wyczyszczenia gruczołów przez nią jakoś jej nie ufa. Jak wyczuwa jej zapach to chowa się w moich ramionach a najlepiej jak wplącze się w moje włosy to wtedy czuje się już bezpieczny. Po wizycie u weta wybraliśmy się na spacerek do parku co było nagrodą dla Tutka, ponieważ odkąd jest ciepło to ziemia jest bardziej miękka i można pokopać sobie norki. W niedziele wielkanocną byliśmy w lesie gdzie Tutek też miał frajdę z niuchania wszystkich trawek, kwiatków i gałązek. Przechadzaliśmy się tak gdy jeden z moich znajomych kazał mi popatrzeć w górę. Okazało się, że krążyły nad nami jastrzębie. Chciały porwać Tutosława ale pańcia zawinęło go na ręce i poszliśmy podziwiać staw. Wczoraj postanowiłam końcu zalogować się w sklepie fretka.pl i zamówić malt pastę, szelki a dodatkowo spróbować puszki z animondy coś takiego http://fretka.pl/ver2/produkt.php?id=380 oraz http://fretka.pl/ver2/produkt.php?id=381. Zobaczymy co to będzie. Pozdrawiamy wszystkich czytelników i frekomaniaków i dodajemy kilka zdjęć z życia Tutka:)

sobota, 28 marca 2009

Usiadłam dzisiaj przed komputerem i jako pierwszą włączyłam oczywiście stronę fretkowego forum. Z zapartym tchem czytałam historię fretki która nie może się poruszać . Czytając takie historie zawsze napływają mi łzy do oczu i przechodzi złość na Tutkowe rozrabianie. Okazuje się wtedy, że każy jego przekręt zaczyna mnie cieszyć. Jest zdrowy i wesoły więc kiedy kolejny raz stara się zrzucić mój kubek z herbatą przytulam go po prostu do serca i ciesze się że jest cały i zdrów. Niewiem nawet jak komentować chęć zysku ludzi którzy prowadzą pseudo hodowle nie licząc się z cierpieniem zwierząt. Nie ważne jest dla nich zdrowie tych maluszków tylko najważniejsze aby zarobić. Kocham wszystkie zwierzęta i nie wyobrażam sobie wyrządźić im krzywdy. Traktuje je jak członków rodziny i normalne jest dla mnie, że gdy które zaczyna coś boleć idziemy do lekarza. Przecież człowiem nie czeka co się dlaej wydarzy tylko z katarem lekkim biegnie do przychodni. Zwierzęta cierpią tak samo jak i ludzie i przeraża mnie myśl o ludziach którzy sądzą inaczej. Może i śmieszny jest wygląd mnie z Tutekim na spacerze bo gadam do niego jak do dziecka i tłumacze ale dla mnie to normalka i dl a moich rodziców też. Jak kolejny raz mój pies wypluwa tabletki to mama mu tłumaczy że to dla jego dobra.Jakoś tak mnie dziś wzięło na posta i smutnym życiu niektórych zwierząt ale zainspirowała mnie właśnie historia z forum. Dobrze żę ludzie opisują kto traktuje zwierzęta źle i można takim ludziom ukrucić zyski i zrezygnują z rozmnażania dla pieniędzy. Pozdrawiam i namawiam do przemyśleń.

niedziela, 1 marca 2009

Weekend

W czwartek byliśmy po raz kolejny u weterynarza. Pani doktor jak nas zobaczyła to popatrzyła na historię choroby w komputerze i powiedziała"Przecież dopiero byliście tydzień temu". Tutkowi dalej wypada sierść(trochę mniej) ale po karmie, którą postanowiła zastosować lekarka zaczął robić brzydkie śluzowate kupy. U fretki kupa może wiele powiedzieć, więc nie czekając długo zebraliśmy się i odwiedziliśmy gabinet. Tutek od jakiegoś czasu zaczął szorować pupą po wyjściu z kuwety ale wiedziałam, że robali niema bo niedawno był odrobaczany. Co się okazało miał zatkane gruczoły. To był czad przy ich wyciskaniu, takiego zapachu nie życzę nikomu :P a śmiałyśmy się z lekarkami do rozpuku. Tutek oczywiście po zabiegu postanowił się wtulić w pańcie, więc cała moja kurteczka przeszła jego smrodkiem. Dostaliśmy jakiś biały proszek na ładną sierść i 2 próbki innego jedzenia. Postanowiłam mieszkać mu jeszcze z karmą, którą dostawał wcześniej żeby wyeliminować efekt brzydkiej kupy. Mam uzbroić się w cierpliwość bo to podobno tak od razu nie przejdzie. Wybrałam się w ten sam dzień do sklepu i kupiłam wołowinkę (brakowało mi wiary, że ją zje) i postanowiłam kupić siemię lniane(bo pomaga na sierść ale też na jelitka). Wieczorkiem zabrałam się za danie specjalne tzn. : żółtko jajka kurzego, siemię lniane, wołowina (surowa przemrożona i sparzona) no i szczypta preparatu od weta. Wyobraźcie sobie, że Tutek (co prawda z łyżeczki) ale zajadał ze smakiem. Nie wyniósł nawet kawałeczka mięsa za łóżko. Teraz zajada już 3 dzień taką mieszankę ale dziś muszę wyeliminować jajko bo i tak przesadziłam z podawaniem. Widzę, że jego sierść nabiera blasku ale czy przestanie mu wypadać na to muszę poczekać jeszcze trochę. Dzisiaj Tutek wyskoczył rano z klatki i postanowił chyba mnie z rana trochę rozruszać bo wymyślił zabawę w ganianego. Pobiegaliśmy sobie trochę przy czym pies okazał swoje niezadowolenie z dźwięków przy tym przez nas wydawanych. Tutek gugał na potęgę a jak darłam się jak opętana i wydawałam przy tym różne świsty, gwizdy i inne. Jak już się zmęczył to zmienił zabawę na "podkradanie psu chrupek" i podskakując zanosił je do swojej kryjówki czyli za moje łóżko. Ja w tym czasie poszłam do łazienki i nagle czuję, że coś mi stoi na stopie a to Pan Tutek sprawdza co to jest to szuranie, które wydaje szczoteczka do zębów. Połaził jeszcze chwilę po łazience po czy trafił do klatki i poszedł od razu spać więc ja hyc i na komputer. Martwie się bo za jakies pół roku mam się przeprowadzić z chłopakiem na swoje i nieiwem jak Tutek to zniesie. Wiem, że to stres dla mnie a co dopeiro dla takiego stworka. Na koniec dodaje kilka fotek wczorajszych:)

środa, 18 lutego 2009

Pan Tutek był chory...

Zaczęło się niewinnie od spadku wagi. Zuzanna oczywiście bez mrugnięcia okiem zasiadła przed komputerem w poszukiwaniu odpowiedzi. Tutek był kastrowany 8 stycznia więc pomyślałam, że należy te 2 fakty skojarzyć. Zasiadłam i po przejrzeniu forum doszłam do tego, że chudnięcie owszem zdarza się ale gubienie sierści to już nie bardzo. Tutek zobaczywszy szelki oczywiście położył się na plecach z miną"rób ze mną co chcesz tylko ubieraj szelki i na dwór". Potem Tutek pod pachę do auta i do weterynarza. W poczekalni musieliśmy odstać swoje bo jakiś kocur pozbywał się właśnie swojej męskości :P Mój mały śmierdziel oczywiście zaczął przeglądać wszystkie kąty kiedy do przychodni przyszedł Pan z transporterem pod pachą a w nim jakieś zwierze wydawało dziwne jęki. Jak się później okazało był to kot, który bardzo bał się wizyt. Tutek oniemiał i wpatrywał się w transporter jak zaczarowany (nigdy nie widział kota a tym bardziej nie słyszał) lecz kiedy Pani doktor otworzyła drzwi od gabinetu nie zdążyła powiedzieć nawet"Proszę" a mój mały śmierdzielek był już w środku. Dostaliśmy karmę na zmianę i babolek został spryskany Frontlinem na wszelki wypadek. Opatuleni w kawałek ligniny czy jak to tam się zwie wybiegliśmy z gabinetu i szybko do auta żeby go nie zawiało bo śnieg oczywiście zaczął zacinać:P Po powrocie do domu Tutek najszczęśliwszy w świecie, że jest już w ciepełku poszedł spać do hamaka. Przypomniała mi się jeszcze taka sytuacja jak byliśmy przed kastracją u weta i musiałam go odrobaczyć. Tutek dostał jakąś pastę ze strzykawki. Zaczął ją tak wylizywać ze smakiem, że lekarka powiedziała do swojej koleżanki "Zobacz Wiesia mamy tutaj fretkę lekomana". Tutek uwielbia wizyty u weterynarza bo tam zawsze można dostać calo-peta albo jakiś przysmak no i oczywiście jest co zwiedzać. Martwię się moim małym przyjacielem i modle się żeby to tylko nie była jakaś poważna choroba tylko zwykła zmiana sierści lub potrzeba zmiany karmy. Pozdrawiam i dziękuję za cierpliwość przy czytaniu tak długiego posta:)






Czy te oczy mogą kłamać?